gru 31 2016

coś o miłości


Komentarze: 0

Obiecałem kiedyś mojej żonie, że napiszę coś o miłości. Jednak miłość, to wena przede wszystkim artystów, do których ja nie śmiem się zaliczać.

Ponieważ jednak udostępniam tu swoje myśli, postaram się przedstawić to co myślę na ten jakże wdzięczny temat, o miłości. Nie będą to myśli filozoficzne, choć wydaje mi się, że jak filozof bada każde zjawisko, tak miłość mogłaby dać wiele możliwości do badania.

Z miłością kojarzy mi się takie pytanie, na które nie ma bezdyskusyjnej odpowiedzi. Pytanie to daje nam tylko dwie sytuacje do wyboru i obie kończą się właściwie smutkiem i żalem. Więc wybór ten to tylko mniejsze zło, jednak co tu jest mniejszym złem? Pytanie to, jak pewnie wielu się domyśla, brzmi: czy lepiej zaznać miłości i ją stracić, czy lepiej nigdy miłości nie zaznać?

Zanim napiszę moje zdanie w tym temacie, przytoczę wg mnie najtrafniejszą definicję miłości jaką zdarzyło mi się znaleźć w literaturze. Znalazłem ją w jednej z części trylogii Sienkiewicza, „Pan Wołodyjowski”. Konkretnie to cytat z wypowiedzi Ketlinga, kierowanej do panny Krzysi Drohojowskiej. Cytuję:

„ — Kochanie to niedola ciężka, bo przez nie człek wolny niewolnikiem się staje. Równie jak ptak, z łuku ustrzelon, spada pod nogi myśliwca, tak i człek, miłością porażon, nie ma już mocy odlecieć od nóg kochanych...
 Kochanie to kalectwo, bo człek, jak ślepy, świata za swojem kochaniem nie widzi...
 Kochanie to smutek, bo kiedyż więcej łez płynie, kiedyż więcej wzdychań boki wydają? Kto pokocha, temu już nie w głowie — ni stroje, ni łowy; siedzieć on gotów, kolana własne dłońmi objąwszy, tak tęskniąc rzewliwie, jak ów, który kogoś bliskiego postradał...
 Kochanie to choroba, gdyż w niem, jak w chorobie, twarz bieleje, oczy wpadają, ręce się trzęsą i palce chudną, a człowiek o śmierci rozmyśla, albo w obłąkaniu ze zjeżoną głową chodzi, z miesiącem gada, rad miłe imię na piasku pisze, a gdy mu je wiatr zwieje, tedy powiada: „nieszczęście!...“ i szlochać gotów.

(...)

— A jednak — zaczął znów rycerz — jeśli miłować ciężko, to nie miłować ciężej jeszcze, bo kogóż bez kochania nasyci rozkosz, sława, bogactwa, wonności lub klejnoty?... Kto kochanej nie powie: „Wolę cię niźli królestwo, niźli sceptr, niźli zdrowie, niźli długi wiek?...“ A ponieważ każdy chętnie by oddał życie za kochanie, tedy kochanie więcej jest warte od życia... „


Trudno się z Ketlingiem nie zgodzić. I choć Pan Zagłoba kazałby z takiej miłości psom buty uszyć, to uważam, że w tej definicji jest zawarta odpowiedź na pytanie, wyżej przeze mnie przedstawiane.

Bo człowiek zakochany, to człowiek szczęśliwy. I nawet jeżeli miłość straci, obojętnie w jaki sposób, czy poprzez rozstanie; czy z powodu nawet śmierci, to przed tym cierpieniem zaznał ogrom szczęścia. Bo przecież miłość, jak żadne inne uczucie towarzyszące człowiekowi od zarania dziejów, daje najwięcej szczęścia. Człowiek, który nie kochał nigdy, który też nigdy kochany nie był, cierpi cały czas. Człowiek który zaznał miłości ma możliwość ukojenia swego cierpienia we wspomnieniach które z czasem stają się coraz milsze sercu. Człowiek bez miłości z czasem cierpi coraz bardziej. A cierpienie jego nie zniknie, puki nie pozna kogoś, kogo będzie mógł pokochać i uczucie to nie zostanie odwzajemnione.


Mówi się że miłość daje tyle samo szczęścia co cierpienia, niestety bardzo często się tak zdarza zwłaszcza gdy obdarujemy tym uczuciem niewłaściwą osobę. Jednak nie należy się zniechęcać. Pamiętajmy zasadę że wszystko co dajemy wraca wzmocnione, im więcej miłości damy tym więcej jej do nas wróci.


Ponieważ mamy dziś sylwester i za chwilę zacznie się nowy rok to życzę wszystkim aby wróciło do was to co dajecie innym od siebie. (oby to była właśnie miłość).

MAB   
Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz